Jak już wecie, badź nie, urządzenie termomix TM-31, które posiadam potrafi wyrabiać ciasto. Robi to po mistrzowsku, dużo lepiej, niż miałabym robić to ręcznie, dlatego postanowiłam niejako pobawić się tą funkcją i sprawdzić, co też z tego wyjdzie. Nie liczyłam na udany wypiek, a jednak udało mi się upiec pyszne, domowe bułki kajzerki, w sam raz gotowe do tego, by posmarować je masłem, nałożyć ser żółty, ulubioną wendlinę i pomidorka i zjeść ze smakiem na śniadanie. Wszystko, co potrzebne było do wyrobu ciasta czyli mąka, drożdże, troszkę soli oraz woda zostały przeze mnie przygotowane i odmierzone za pomocą wagi kuchennej z funkcją głosową, oraz odpowiednich kubeczków, każdy z kubeczków odpowiadajacy odpowiedniej gramaturze. Wszystko to włożyłam do naczynia miksującego, ustawiłam funkcję wyrabiania ciasta na czas 3 minuty. Wyszło, coprawda nie po pierwszym razie, ale po dosypaniu mąki wreszcie pojawiło się ciasto, które potem formowałam w bułki i odstawiłam na parenaście minut do wyrośnięcia. Gdy już drożdże zaczęły działać, nastawiłam piekarnik na temperaturę około 220-240 stopni, na czas mniej więcej pół godziny. Po tym czasie wyjęłam z piekarnika pyszne bułeczki, które potem razem z moim partnerem zjedliśmy ze smakiem. Akurat nie miałam nic do dekoracji, ale nstępnym razem udekoruję je makiem, sezamem lub innymi ziarnami żeby były jeszcze bardziej smaczne. Udało mi się nawet sfotografować tę najlepszą bułkę, jaka mi wyszła. Muszę jeszcze tylko zakupić formy, żeby nie robić tego ręcznie, gdyż nie zawsze wychodzi taki kształt, jaki by się chciało. Wniosek: Pieczenie po niewidomemu jest możliwe, zwłaszcza gdy ma się urządzenie, które jest w stanie nam bezbłędnie wyrobić ciasto. Na pewno jeszcze nie raz coś upiekę, zarówno na słono jak i na słodko.
W dzisiejszym wpisie chciałabym Wam przedstawić grę zręcznościową, dzięki której umilicie sobie te jesienno-zimowe, smutne wieczory, a przede wszystkim, będziecie mogli dobrze się bawić grając ze znajomymi, czy z rodziną. Gra jest naprawdę wciągająca i zabawna, ale wymaga pewnego rodzaju strategii i myślenia. Mowa tutaj o grze Mistakos, wyprodukowanej przez firmę Trefl.
Co w pudełku?
W pudełku po prostu znajdują się plastikowe krzesła, a konkretniej trzy ich typy. Każdy typ różni się od siebie nieco kształtem, i zdaje mi się, że kolorem ale tego nie mogę potwierdzić.
Zasady gry:
Wariant 1
Celem gry jest zdobycie jak najmniejszej liczby punktów karnych w trakcie układania stosu krzeseł. Gracze mogą zdecydować, ile rund chcą zagrać. Średnio wybierają 5 rund. Gra może zakończyć się remisem. Grę rozpoczyna najmłodszy gracz. Wybiera kolor krzeseł i kładzie jedno na stole. Gra toczy się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Następny gracz wybiera swój kolor krzeseł i kładzie je na krześle, ustawionym przez pierwszego gracza, tak aby żadna z nóg mebla nie opierała się na stole. Trzeci gracz dostaje ostatni kolor krzeseł. Ustawia swoje na krzesełkach przeciwników. Tylko jedno krzesło może stać na blacie, pozostałe można układać na sobie w dowolny sposób. Liczba punktów karnych równa się ilości krzeseł, które upadły na stół w czasie jego ruchu. Kolejną rundę rozpoczynamy od nowa. Zaczyna gracz po lewej stronie osoby, która przewróciła wieżę. Wygrywa osoba posiadająca najmniej punktów karnych.
Wariant 2
Celem gry jest jak najszybsze pozbycie się swoich krzeseł. Podzielcie się równo między graczy. Gra polega na układaniu, każdy po sobie krzeseł tak, aby inne krzesła nie spadły. Tylko jedno krzesło może stać na blacie, pozostałe układamy na nim. Jeśli krzesła spadną podczas ruchu danego gracza, musi on zebrać wszystkie krzesła, które spadły i wchodzą one do jego puli. Następny ruch należy do gracza po lewej stronie. Wygrywa osoba, która jako pierwsza pozbędzie się wszystkich krzeseł.
Gra jest w pełni dla nas dostępna, także nie musimy się martwić, że grając z widzącym przeciwnikiem z czymś sobie nie poradzimy. Można ją kupić w sieci sklepów Empik oraz w popularnych sklepach Internetowych, a także na allegro. Mamy do wyboru małą, tańszą wersję, w którą może grać od 2 do 4 osób, wersję Party – odpowiednią większą, a także wersję Extreme, w której tych krzesełek już mamy dużo więcej i możemy zasiąść wspólnie większą gromadą i bawić się bez obaw, że komuś zabraknie krzeseł. Osobiście posiadam tę grę i często grywam z partnerem lub znajomymi. W planie również mam zakup jengi. Co to takiego? Opiszę wkrótce.
Pozdrawiam i życzę miłych rozgrywek i dużo wygranych stołków, niekoniecznie z powyłamywanymi nogami.
Michał Niecikowski, wielce utalentowany DJ i producent pochodzący ze Szczecina, to o nim i o jego pięknej twórczości będzie mowa w dzisiejszym wpisie.
Co tworzy? Muzykę ambient i downtempo, klasyfikującą się w odmianach psybient/chillgressive ambient oraz cięższą odmianę gatunku trance, którą również prezentuje w swoich setach grywając w klubach po całej Polsce.
Co zafascynowało mnie w twórczości Michała? Głębokie, atmosferyczne dźwięki padów oraz pętli perkusyjnych zmieszane z głębokim, ambientowym brzmieniem potęgowanym przez efekty bardzo mokrego pogłosu i delaya, a do tego wszystkiego wokal, również niekiedy z tekstem w języku polskim, który naprawdę świetnie pasuje do tego rodzaju muzyki. Przyznam szczerze, że Red Sun Rising jest pierwszym artystą zasłyszanym przeze mnie, który do tak głębokiej i undergroundowej elektroniki dodaje polskie wokale. Lubi folklor, co widać chociażby po kawałku Lady Midday, który dziś pragnę zaprezentować, współpracował tutaj z Joanną Lacher, wokalistką zespołu Percival. Lady midday nie został wydany, dlatego piękno tego utworu możemy podziwiać tylko w takich serwisach muzycznych jak Youtube czy Soundcloud. Mi osobiście ten utwór zawrócił w głowie jakieś 8 miesięcy temu, mniej więcej poznałam go w maju 2019 roku, a pokazał mi mój dobry znajomy, który gustuje w takich brzmieniach.
Zanim jednak przejdę do prezentacji utworu Lady Midday, pragnę Was zaprosić na social media Michała, bo na pewno zasługuje on na Wasze wsparcie.
Dyskografia na discogs
https://www.discogs.com/artist/5405645-Michał-Niecikowski
Soundcloud
https://soundcloud.com/red-sun-rising
Red sun rising facebook
https://www.facebook.com/redsunrisingpl/
I wreszcie, wspomniany "Lady midday". Usiądźcie w wygodnym fotelu lub na kanapie, zamknijcie oczy i oddajcie się marzeniom.
Chwila magicznego wzruszenia
Witajcie. Nie codziennie opisuję takie sytuacje, ale dziś pozwalam sobie na wyjątek. Wśród przesyłek, jakie ostatnio do mnie docierają, prezentowe i nieprezentowe, dla bliskich i dla siebie, doszły dziś do mnie niemieckie kalendarze adwentowe ze słodyczami, jeden dla mnie, drugi dla mojego partnera. Po wyjęciu ich z pudełka ogarnęła mnie chwila magicznego wzruszenia i takiego niedowierzania, że święta tóż, tóż, za rogiem, i będą to moje pierwsze święta spędzone poza rodzinnym domem. Kalendarze są w kształcie choinki, a ja uwielbiam choinkę i ogólnie jej kształt. Ciekawe, czy w tym roku uda mi się mieć taką małą, choćby sztuczną choinkę, bardzo bym chciała. Nie musi być miliona ozdób i świecących lampek, których i tak nie zobaczę. Kalendarze adwentowe wylądowały w szafie, coby żadne z nas nie rzuciło się na nie wcześniej, niż to zaplanowane.
Witajcie. Jak wiecie z poprzednich wpisów, podjęłam pracę, a że pracuję raczej na popołudniowe zmiany przynajmniej na razie, to w porze obiadowej zazwyczaj jestem w metrze lub innym środku komunikacji miejskiej, udając się na miejsce pracy. Co zatem z regularnym jedzeniem posiłków? A no to, że czasem, gdy mam czas przyrządzę sobie jakiś ciepły posiłek, a czasem, gdy po prostu tego czasu brak, zamawiam catering pudełkowy, ale tu pojawia się pytanie, w co zapakować posiłek? Jak dowieźć go do pracy bez ryzyka wylania czegokolwiek albo utraty świeżości produktów? Do pracy jadę prawie dwie godziny, a nauczona doświadczeniem nie wożę do pracy posiłków w dostarczanych pudełkach, gdyż są one nieszczelne i ostatnio prawie musiałam prać plecak, gdyż wylał mi się prawie cały sos. Postanowiłam więc, że przyjrzę się pojemnikom na żywność, a ten wpis dedykuję osobom, które również zastanawiają się nad wyborem takiego pojemnika.
Szczelność, główny temat i bolączka przy wyborze lunchboxa
Nie każde dostępne pudełka na rynku są tak szczelne, jak podaje producent. Niektóre, te wątpliwe jakościowo mogą się nawet otworzyć w trakcie transportu i narobić nam wiele szkód. Raczej chcielibyśmy tego uniknąć, dlatego sięgajmy po te droższe, wolne od PBA, gotowe na kontakt z żywnością pojemniki. Jest wiele kształtów do wyboru, dlatego polecam kupować je raczej w sklepie stacjonarnym, by móc dotknąć sobie i sprawdzić, czy dany pojemnik będzie nam odpowiadał i pasował. Ja w tej chwili wożę obiady do pracy w pudełku z dwoma przegródkami, z dołączonym w zestawie plastikowym widelcem. Jak na razie szczelnością mnie nie zawiódł, jedyna jego wada jest taka, że widelec jest bardzo łamliwy i trzeba uważać, by go nie złamać na jakimś twardszym kawałku mięsa. Są też takie pojemniki, z którymi dostarczane są sztućce hybrydowe, czyli naprzykład nożowidelec lub łyżkowidelec, czego jeszcze nie miałam okazji testować ale słyszałam, że użytkowanie takowych raczej wygodne nie jest. Co do śniadaniówek, komuś mogłoby się wydawać dziwne, ale pojemnik z pepco za 5 zł sprawdza się i to naprawdę dobrze, zamknięcie pokrywy ma na specjalne cztery zatrzaski, więc samo się nie otworzy, no chyba, że któryś zatrzask siłą wyłamiemy, lub wyłamie się sam pod wpływem częstego otwierania i zamykania pudełka. Bez problemu taki pojemnik po użyciu można przywieźć do domu i umyć w zmywarce, nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem, by jakikolwiek pojemnik mi się zepsół lub uszkodził po takim myciu. Jeżeli podgrzewacie jedzenie poza domem, dysponujecie w miejscu pracy lub gdziekolwiek indziej kuchenką mikrofalową, kupujcie takie, które z powodzeniem można do tej kuchenki wsadzić. Są też takie elektrycznie podgrzewane lunchboxy, które podłącza się do gniazdka sieciowego i one same grzeją posiłek, jednak pewnie cena nie jest fajna, a i sam fakt, że wieziecie ze sobą sprzęt gdzieś, gdzie nie ma dostępu do elektryczności nie zachęca do testowania czegoś takiego. Jeśli wozicie zupy, polecam termosy obiadowe lub pojemniki na zupy, okrągłe, ze specjalnym wieczkiem, które termicznie zamyka pojemnik, by taka zupa nam się nie wylała. Istnieją również takie piętrowe pojemniki spinane gumką, dzięki którym możecie zabrać ze sobą cały zestaw obiadowy składający się z zupy, drugiego dania oraz deseru, ale nie testowałam, więc się nie wypowiem.
Jeśli chodzi o dostępność, wybierajcie takie pudełka, które będą dla was wygodne. Ja na przykład bardzo lubię pojemniki w kształcie kostki, wysokie, gdyż wiem, że mogę bez przeszkód jeść i robić coś innego, nie brudząc siebie i przy okazji nic wokół.
A wy, jakie macie doświadczenia z pudełkami? Korzystacie z nich na co dzień będąc poza domem, czy raczej nie? Ja w dniu dzisiejszym będę robić test jednego z właśnie takich wyższych pudełek, biorąc obiad do pracy, więc dam znać co i jak w komentarzach.
Serdecznie pozdrawiam,
Julia
Dzień dobry, drodzy czytelnicy.
Piszę po dość długiej nieobecności, spowodowanej zmianami, które zaszły, i nadal zachodzą w moim życiu – przeprowadzka, nowe miasto, nowa praca, znajomości, nauka życia na tak zwanym swoim. Ale jestem, nie zapominam o Was i wiem, że mogę poświęcić znów czas na prowadzenie bloga, mam nadzieję, systematyczniejsze i regularne. Jestem pewna, że czekaliście i że na pewno poczytacie coś ciekawego. ale zacznijmy od początku.
Od miesiąca pracuję, praca jest wspaniała. Jestem realizatorem nagrań i montażystką w storyboxie, wydawnictwie książkowym. Nagrywam audiobooki z lektorami, a potem przygotowuję je do opublikowania. Podoba mi sie ta praca, ekipa jaką mam, choć są pewne trudności, bo do pracy dojeżdżam codziennie prawie 2 godziny w jedną, i 2 godziny w drugą stronę i czasami jestem potwornie zmęczona po takim dniu, ale jest dobrze i bardzo pozytywnie. Do pracy albo robię sobie posiłki i przygotowuję przekąski, albo korzystam z dobrodziejstw firm cateringowych specjalizujących się w dietach pudełkowych, ale o tym opowiem trochę szerzej w kolejnych wpisach, opowiadając jakie diety już testowałam. Poruszając się codziennie po Warszawie poznaję naprawdę ciekawych ludzi, słyszę mnóstwo różnych historii, inspirujących i motywujących do działania. Miło jest również opowiadać ludziom o sobie i słyszeć od niektórych, że jestem inspiracją. Czuję, że zaszły we mnie jakieś zmiany, stałam się osobą jeszcze bardziej otwartą, niż byłam do tej pory. Cieszę się, że dokonują się takie zmiany i mam nadzieję, że uczynią mnie jeszcze lepszą osobą każdego dnia. A teraz pozdrawiam Was cieplutko i do zobaczenia w następnych wpisach.